Bujaczki dla niemowląt - opinie
Na widok zbliżającego się do Ciebie dziecka, które chce wziąć Cię za rękę lub usiąść na Twoich kolanach zaczynają przechodzić Cię dreszcze. Myśl o tym, że ktoś mógłby w tej chwili dotknąć Twojego ciała, niemal całkowicie Cię paraliżuje. Przystawienie do piersi boli.
Nie znosisz codziennej pielęgnacji malucha. Nie chcesz tego kontaktu, nie chcesz, żeby ktokolwiek Cię dotykał. Nie masz jak oddychać, dusisz się, potrzebujesz przestrzeni.
Przecież jest on tak bardzo kluczowy dla rozwoju dziecka! Nie chcesz dotykać tych słodkich stópek? Tych malutkich rączek, które Twoje dziecko tak ufnie do Ciebie wyciąga?
Czy coś jest z Tobą nie tak? Przecież jesteś MATKĄ! Nie kochasz swojego dziecka? Wymyślasz!
Kuzynka babci od strony siostry ciotecznej dziadka wychowała przecież ośmioro i nigdy nie narzekała!
Brzmi znajomo? Jeśli tak, to witaj w klubie!
Wygląda na to, że jesteś po prostu. przestymulowana dotykiem. Tak, wiem. Przed narodzinami malucha pewnie nawet nie wiedziałaś, że coś takiego może istnieć. A jednak - istnieje i mocno daje Ci w kość.
Opiekując się dzieckiem, przez cały dzień próbujesz jakoś przetrwać. I kiedy już witasz się z gąską. kiedy ten dzień powoli dobiega końca i pojawia się iskierka nadziei, że przynajmniej przez kilka najbliższych godzin nikt Cię nie dotknie. wraca z pracy Twój mąż i chce Cię przytulić.
A naprawdę tego nie chcę. To jest silniejsze ode mnie.
Ale teraz na poważnie. Czy to normalne? Czy przebodźcowanie dotykiem może się zdarzać?
Przecież ta kuzynka babci od strony siostry ciotecznej dziadka. Tak, tak. nigdy nie narzekała. Ale żyła prawdopodobnie w nieco innych czasach i miała niejedną osobę do pomocy.
A Ty? Czy przypadkiem nie jest tak, że jesteś z tym wszystkim sama? Że czasami tyle się dzieje, albo maluch jest tak wymagający, że nie jesteś w stanie pójść do toalety na czas, nawodnić się lub zjeść coś sensownego?
No właśnie.
Jeśli tak jest, to wiedz, że takie rzeczy tylko zwiększają prawdopodobieństwo, że pewnego dnia nawet mały, niewinny bodziec będzie w stanie doprowadzić Cię na skraj wytrzymałości.
Wiem. czytając to możesz pomyśleć, że przesadzam. Ale tak naprawdę może się zdarzyć. Każdy z nas ma swoje granice.
Każdy z nas jest inny i każdy ma inną wrażliwość na bodźce. Jednych dopadnie to wcześniej, innych trochę później, a jeszcze innych wcale.
I każda z tych sytuacji jest zupełnie normalna.
Piszę ten tekst z perspektywy mamy pięciorga dzieci. Mamy, która myślała, że wszystko może znieść, a kryzys przyszedł dopiero przy trzecim albo czwartym maluchu.
Dlaczego więc w naszej rodzinie pojawiło się piąte dziecko? Bo pewnego dnia dopuściłam do siebie myśl, że mam prawo do tego, żeby czuć się przebodźcowana.
Że oczywiście - moim obowiązkiem jest zadbać o dzieci, ale nie zrobię tego bez zadbania o siebie. Nawet o te najprostsze z potrzeb.
Dopuszczenie tego do własnej głowy było już dużym krokiem do pozytywnych zmian.
Dlatego jeśli tak, jak ja wtedy, masz z tym kłopot, to powtarzaj sobie - to jest trochę tak, jak w samolocie. Kiedy jest awaria, najpierw maskę tlenową zakładasz sobie, dopiero później dziecku.
Dlaczego? Bo jeśli Ty stracisz przytomność, to dziecka już nikt nie będzie w stanie uratować.
Do sedna. To jest piękne, ale i trudne zarazem.
Już będąc w ciąży trochę tracisz swoją autonomię. Twoje ciało już nie należy tylko do Ciebie.
Po narodzinach, maluch często domaga się bliskości, więc mu ją dajesz. Troszczysz się, często nie spisz po nocach, a przecież jeszcze nie zdążyłaś zregenerować sił po trudach ciąży i porodu.
A gdybym teraz powiedziała Ci, że te wszystkie elementy, nakładając się na siebie, zwiększają Twoją podatność na przestymulowanie?
Zwiększają ją do tego stopnia, że w pewnym momencie, nawet dotyk staje się dla Ciebie stresorem. Stresorem czyli czymś, co zaburza Twoją wewnętrzną równowagę.
Oczywiście można powiedzieć, że w takim razie nic prostszego - trzeba tylko do tej równowagi wrócić.
Teoretycznie to proste, ale w praktyce może okazać się czymś bardzo skomplikowanym - bo żeby powrócić do stanu równowagi, potrzebna jest energia.
Tylko pytanie - czy po całym dniu z maluchem Ty rzeczywiście dysponujesz takimi zasobami.
No właśnie.
Dlatego pamiętaj. Jeśli na samą myśl o dotyku zaczyna robić Ci się słabo, to to nie oznacza, że jesteś złą matką.
To nie jest znak, że niewystarczająco kochasz swoje dziecko. To, że przeraża Cię wizja dotyku oznacza tylko i wyłącznie, że przeraża Cię w tej chwili wizja dotyku. Nic więcej.
Oczywiście, że to bardzo trudne. I trudne jeszcze bardziej, kiedy językiem miłości Twojego męża, partnera jest właśnie dotyk.
Ale wtedy warto o tym szczerze porozmawiać.
Albo na przykład pokazać mu ten wpis. Przecież dla niego nie ma rzeczy niemożliwych i będzie Cię w tym wspierał, prawda?
No dobrze - a jak sobie pomóc? Niestety nie ma jednaj, uniwersalnej recepty, ale jeśli już zauważasz problem i rozpoznajesz stresory, to jesteś bliska sukcesu.
Bądź dla siebie wyrozumiała. Pamiętaj o ładowaniu własnych akumulatorów (tak, pranie może poczekać do jutra, naprawdę). Nawadniaj się. Korzystaj z toalety i jedz na czas.
Zrób coś, co lubisz (mnie pomaga jazda na rowerze - dociski stawowe, mocne bodźce, aktywność - endorfiny).
Na pewno nie rób niczego wbrew sobie. Jeśli będziesz godzić się na dotyk i kontakt fizyczny, a całe Twoje ciało będzie aż krzyczało, że tego nie chce, sytuacja będzie jeszcze gorsza.
Maluch może czuć się zdezorientowany, bo będzie otrzymywał dwa zupełnie rozbieżne komunikaty - werbalny (chodź, siadaj na kolanach) i drugi, który odczyta z mowy Twojego ciała (nie chcę tego kontaktu, przeraża mnie on).